Wiszę znów gdzieś pomiędzy snem a jawą.
Odchodzę od zmysłów, słów mi brakuje.
Ten obłudny stan już nie jest zabawą.
Zatopiona w mrocznej próżni - nie czuję.
Słyszę głosy. Oni... Czy mnie wybawią?
Krzyknęłam przeciągle. Myślą mózg truję.
Nie... Odeszli... Podarowali smutek.
W życiowej śpiączce ja - Marny Odludek.