poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Wygrała znów.




Tak trudno być z kimś, a jeszcze trudniej nie być. 
W smętnym łożu wspomnień przeszłości mary wić.
Zniknąć bez słuchu w labiryncie Dedala.
Krzyczeć błądząc, by Twój mikro-świat ocalał.
Kapryśna Fortuna szczerzy się złowieszczo. 
Ariadny poskąpiła. Nie jesteś wieszczką
Choć mimo to, przyszłość sobie, łkając, wróżysz. 
Niczym wywrotowiec mur wartości burzysz. 

Uwolnij mnie! Uwolnij z niewoli więzów. 
Uwolnij! Uwolnij! Od górnolotnych słów.
Pozwól! Pozwól odnaleźć wrota do serca.
Serwujesz ból, cierpienie... Duchowa nędza.

Nawet i Minotaura Ci odmówiono.
Łzy ciekną po policzkach. Czujesz jak płoną.
Padasz na zimną posadzkę realizmu.
Z ust wydobywa się ciche: Wygrałaś znów.
Samotność kładzie na Twych barkach brudny but.
Zwycięskie: Szach mat. Wygrała znów.

Złośliwe echo niesie: Wygrała znów, znów, znów...

niedziela, 10 sierpnia 2014

Przegniłe społeczeństwo.





Chwila ulotna, nieznaczny życia fragment.
Nawet się nie obejrzysz, a skończysz na dnie.

Pudełko wartości żałośnie zabrzęczy.
Złośliwa percepcja wszystkiemu zaprzeczy.
Zaszepce, przekonując, do ucha. Słuchaj.

Jakże piękny świat, gdy schematem brat. W tym trwaj.
Skryj się w monochromatyzmu złote kratki.
Szukając tej przyziemnej, życiowej swatki.
Bogini miłości, wzorca niewinności.
Nałogu, rozkoszy, pożądania pościg.

Odzienie, używki, pieniądze i dziwki. 
W tym szaleństwie wciąż głodny, wciąż śmierci bliski.
Mózg odkładasz na półkę. Tu instynkt działa.
Uczucia, empatię powoli wypala.

Przegniłe społeczeństwo.
Dziś ciało = mięso.

piątek, 1 sierpnia 2014

Mózgowa sieka.




Prędko sączy się obficie... Życie.
Ciało stygnie, słowo milknie... Bezwstydnie. 
Wyzwanie rzucone, tonie... Cisza.
Ściany spowija, ta chwila... Mroku.
W całun obleczone, znojnie... Serce.
Wyprane z uczuć. Nuć piosnkę. Nuć.
Worek wolności. Zero przykrości.
Pożądanie, seksualne doznanie. 
Promowanie.
Głupoty wychwalanie. 
Medialna maszyna mielić zaczyna.
Kości trzask. Mózgu plask.
Umysłu wypranie.
Jedzenie, oglądanie, sranie.
Jedzenie, oglądanie, sranie.
Jedzenie, oglądanie, sranie.
Nie przeszkadzaj w idyllicznym stanie. 
Jedzenie, oglądanie, sranie.
Ludzkie prognozowanie.
Wegetowanie.

środa, 18 czerwca 2014

Hermetyczne światy.





Oddychamy tym samym powietrzem,
A nie potrafimy ciągle znieść się.
Uciekamy w hermetyczne światy
Tworząc wokół siebie mocne kraty.
Bezwolnie ich nikt, nigdy nie skruszy.
Sami w podświadomej, szczelnej głuszy.
Imaginacja przestrzeń kreuje.
Koncept samoistnie się buduje.
Arcydzieła architektoniczne 
Udekorowane wewnątrz pysznie.
Nieskończone myśli korytarze
Laikowi dostarczają wrażeń. 
Zgubne mikro-getto, wrót tysiące
Ukrywające przyziemne żądze. 
Klucze dzierży Id, stwór wszechpotężny.
Ciągły niedosyt z przymusem wręczy. 
Niechciany prezent, potrzeba chwili.
Id mnogość ochót w mózgu zapylił. 
Miotamy się jak owce bez pana.
Pasterzu! Prowadź! Rana zadana
Ciąży na jawie, ciąży i we śnie.
Trwa jak pasożyt gryząc boleśnie.
Gdzie oczy podziać? Gdzie najpierw ruszyć?
W bezsilności płacz wśród mąk katuszy.
Choć władamy językiem tym samym
Otaczają nas ciasnych krat ramy.
Porozumienie bywa dość trudne,
A ludzkie wady zwykle okrutnie
Pchają na ścianę rzeczywistości.
Brak jest na ziemi prawdziwej miłości. 

sobota, 14 czerwca 2014

Dupa - głębokie przemyślenia.

 



Jadając ogórka samotnie
Jadasz go zbyt przewrotnie. 
Freud w grobie się przewraca
Gdy zielony kubrak macasz.
Sensualizm, moi drodzy.
Pchnijmy Zygmusia do władzy!
Wokół dupy świat się kręci.
Dupa kusi, męczy, nęci.
Dupa jądrem jest wartości!
Na nic za rozumem pościg.
Oblejesz tuż przy starcie.
Dupy szybkie natarcie
Zmiecie oświecenia modły.
Ach! Ten realizm taki podły...

piątek, 13 czerwca 2014

Moja wizja.


 

Mroczne umysły. 
Wyostrza zmysły...
Wyrażenie, koncepcja.
Twórcza epilepsja. 
Wiesz jak? 
Poczuć smak...
Socjopatycznej,
Psychopatycznej...
Miłości?
Życia odnośnik.
Czarna otchłani próżnia
Uczuć nie odróżnia. 
Pęd. Czar. Pożądanie.
Wynaturzone rzeczy poznanie.
Instynktu personalizacja.
Aortalna libacja.
Mięsna jatka.
Mózgowa papka.
Krwiste obrazy
Ściennych witraży. 
Słyszysz muzykę
Uderzając w potylicę?
Głośne jęki, krzyki.
Agonalne podrygi.
Biel spowija niczym całun
Chwiejności życia strun.
Znika rozedrgania stwór.
Pozostał kłębek czarnych piór.
Rozkosz już bliska.
Śmierć palce zaciska.
Oczyszczające połączenie.
Twe trupio blade tchnienie.

W ciemności lubieżny chichot.
Piekielnych wydarzeń splot.
Zamknij drzwi tej nocy.
Nim demon otworzy swe oczy.

sobota, 10 maja 2014

Potrzebuję muzy.




Mnemosyne! Spłódź mi muzę. 
Muzę natchniuzę. 
Niech nie zniknie bodaj prędko. 
Niech osiądzie lekko, miękko. 
Niech rozgości się w umyśle. 
Niech koncepcje będą bliższe. 
Niech uskrzydli, niech uniesie. 
Poetycki, artystyczny da siew.
Podaruje bogatsze plony.
Nie rozdziobią ich kruki, ni wrony.
Katharsis, wir oczyszczenia.
Potrzebuję muzy. Tchnienia. 

wtorek, 6 maja 2014

Stuku puk.




Przerażona ich wiedzą, czekałam aż coś powiedzą.
Słowa wolno przędzą, cienką nitką za miedzą.
Oddałam myśli wiedźmom, przepowiednie sen nawiedzą.
"Poznasz fortuny ton, gdy usłyszysz żalu dzwon."
Poczułam naraz mięsa swąd, Mortę niesie tłuszczy prąd.
Sprawiedliwy osąd? Swąd, prąd, kąt, błąd. 
Wszechobecny mózgu trąd. 
Margines społeczny - z reguły niebezpieczny. 
Wieczny, niezwykle wszeteczny z czasem sprzeczny.
Stuku puk, stuku puk.
Nakarmię Twej niewiedzy głód.
Nim poczujesz się jak bóg. Szybki zwód.
Parłeś w przód, upadniesz znów. 
Nie pozwolę wstać. Za głupotę płać.
Zacznij się bać. Dumę, pewność strać.
Otwierać! Mózg... Otwierać! Znów...
Znów, Nów, Głów, Łów. Pacierz zmów.
Dół wykopany, wyrok wydany.
Żądam odmiany, zawiśniesz, kochany.
Świat podatny, manipulacji poddany.
Wciąż wypaczany, wciąż ogłupiany.
Wymaga ofiary. Ofiary do pary.
Moda, Trzoda, Uroda, Wygoda. 
Przyziemne wartości. Nie ma przyszłości.

wtorek, 29 kwietnia 2014

Śpiączka.




Wiszę znów gdzieś pomiędzy snem a jawą. 
Odchodzę od zmysłów, słów mi brakuje. 
Ten obłudny stan już nie jest zabawą. 
Zatopiona w mrocznej próżni - nie czuję.
Słyszę głosy. Oni... Czy mnie wybawią?
Krzyknęłam przeciągle. Myślą mózg truję.
Nie... Odeszli... Podarowali smutek.
W życiowej śpiączce ja - Marny Odludek. 

niedziela, 27 kwietnia 2014

Wieś a dwór.




Na dworze rozpusta.
Alkohol leją w usta.
Wieś żywi społeczeństwo.
Cóż za wiekopomne męstwo!
Mordęga pracy w polu.
Chłop zakłada uzdę wołu.
Z dworzanina pot już spływa.
Dajcie szybko, dajcie piwa!
Pan z peruką się szamocze.
Dziewka jawnie już rechocze.
Świat szaleje.
Kur zapieje.
Słońce zaszło.
Wszystko PASZŁO!
Chłopie! Paszed won!
Dzwonić w dzwon.

niedziela, 23 marca 2014

Chcę widzieć.



Wierzyłam, że potrafię latać.
Beztrosko unosić nad ziemią. 
Nauczyliście mnie spadać.
Oddałam władzę wyrzeczeniom.
Podcięliście skrzydła, boleśnie.
Pozbawiliście wszelkich złudzeń.
Przepraszając nieco za wcześnie. 
Unikając zbędnych powtórzeń.

Marzenia obróciliście w pył.

Mój Gwiezdny Statku Świadomości!
Wciągnij kotwicę, od portu odbij. 
Płyń wzdłuż zrujnowanych posiadłości.
Coś... coś błyszczy jakby w oddali.
Na iluzorycznym, niebieskim sklepieniu.
Ulotne podniecenie w gardło pali.
Jest sam, samiutki. W odosobnieniu. 
Spróbuj! Złówmy ten księżyc świetlisty.
Zapomnijmy o umysłu ruinach.
O ograniczeniach zawsze parzystych.
Niech nas zamroczy jak od wina.
Byśmy na nowo mogli spojrzeć.
Spojrzeć i zobaczyć. 
Wyciągnąć dłoń, mieć chęć.
Podświadomość wypaczyć. 

Chcę wreszcie widzieć. 

sobota, 15 marca 2014

Wódka.




"Poloneza czas zacząć, Podkomorzy rusza
I z lekka zarzuciwszy wyloty kontusza..."
Przez Pana Tadeusza, Mickiewicz mnie porusza.

Złapałem więc Zosienkę, tłumacząc: Adam zmusza!
Uniosłem pannę nad ziemię - pokonała tusza.
Poległem... Lico jej zapłonęło niczym róża.
Chcąc przykryć temat prędko Finlandię podbiliśmy.
Poczułem smaczek władzy, gdy po broń ruszyliśmy. 
Inni się poddali widząc, że mnie przełyk pali.
Krzyczałem jakby z oddali: Jesteście śmiesznie mali!
W tańcu wyborowym poleciały wielkie głowy.
Rewolucja! Dźwięk złowieszczy! Nadszedł czas odnowy.
Zdetronizowałem - sam jak palec - Sobieskiego.
I usadziłem na tronie monarchę nowego.
Siebie. Bo kogo? Przecie Belweder zagarnąłem. 
Veni, vidi, vici... przybyłem i... cześć i czołem.
Ruszam po żubry w luksusie i plusie z dąbrową.
Zawisza, Chopin dołączyli w tę noc... tę noc... ową.
Tylko... kurwa... co się dzieje z moją głową...?!

czwartek, 13 marca 2014

Dla zainteresowanych.


O ile nie chce się Wam sprawdzać, co chwilę, czy coś tam nowego mój poroniony umysł nie stworzył, to daje Wam radosne ułatwienie: https://www.facebook.com/pannalisette.

Możecie kliknąć "lubię to!" i dzięki temu będziecie informowani na bieżąco o nowościach. 

Ogółem, dzięki za wsparcie. (;

Imaginarium.






"Tylko wariaci są coś warci", chyba.
Tak szepnął tata Alicji przed jej snem.
Choć biały król na mnie nie czeka, bywa.
A kapelusznika wciąż nie widać, wiem.
To gdy zamknę oczy wnet coś ożywa.
Zanurzam się w fantastyce niczym Lem.
Świat dziwnych istot, mych imaginacji.
Normalny człowiek dostałby fiksacji. 

wtorek, 11 marca 2014

Chcę wyjść.




"Głupia dziwka", z ust twoich padły słowa.
Przylgnęły do skóry niczym lepka maź.

Zadały nieznośny ból, to ich zmowa.
Niosły zniszczenie, bym na dno mogła spaść.
"Kurwa mać!", krzyczysz wciąż. Wszystko od nowa.
Uszy przestały prawidłowo działać.

Oczy zamykam, mdławy zapach czuję.
Nóż przemówił w mych rękach. Nie żałuję.

Za brak zaufania tylko współczuję.

Odrywam resztki sadystycznych słówek.
Przy wtórze jęków posoką maluję.
Pokrywam ściany z morderczych pobudek.
Oczyszczenia, nirwany potrzebuję.
Chcę poczuć spokój jak życia odludek.
Babrać się w samotności, po prostu wyjść.

Zamknięte... Mogę jedynie z żalu wyć.


Wyobraźnia spłatała figla, jesteś.
Dokładnie tam gdzie stałeś nazywając mnie "głupią dziwką". 

niedziela, 9 marca 2014

(Nie)Opuszczaj mnie.






Wydrążyłem w czaszce dziury głębokie,
By wyzbyć się wszystkich wspomnień o Tobie.
Potok mych myśli przepłynął, więc bokiem,
Będąc z alter ego w złośliwej zmowie.
Przebrnąłem szaleńczo góry wysokie
Czekając aż ktoś TO słowo wypowie.
Cisza - Sadystka. Zniszczyła iluzję.
Nienawiści śmierć szybką dziś wywróżę.

niedziela, 16 lutego 2014

Bajka.



Płakałaś, gdy szarpałem Cię za warkocze.
Dziś składam do grobu Twe ciało urocze.
Milczałaś, mój nóż władał mową.
Dziś ceremonia istną odnową.
Życie, krótki rozdział. Do zobaczenia.
Bajka bez końca, percepcję odmienia?

Był sobie mały ludzik z papieru.
Nie miał przyjaciół zbyt wielu.
Nożyczki ludzika zniszczyły.
Palce dziewczynki odnowiły.
Woda papier zmoczyła.
Dziewczynka papier wysuszyła.
Ciągnęła się bajka bez końca.
Nie widzisz początku, nie ujrzysz i końca.
Zaśnij już prędko, zamknij swe ślepia.
Czas, czas przez palce zbyt szybko przecieka.

Nie otwieraj oczu, on tego nie lubi.
Każdy ruch, każde słowo Cię zgubi...

piątek, 14 lutego 2014

(Nie)Wola.



Wolność słowa - krzyczą głupcy.
Wolna wola - akt rozpusty.
Wolna, Wolny, Wolność - słyszysz.
Zużyty wyraz ledwo dyszy.
Agonalny podryg, śmierć absolutna.
Wolność - kwestia odwiecznie złudna.


piątek, 31 stycznia 2014

A gdyby tak...



A gdyby tak zmartwychwstać zimą?
Byłoby to z zimy kpiną?
Łapać płatki śniegu w usta.
Odrodzić się. Jawna rozpusta.
Skoczyć w zaspę, zanurkować.
Zamknąć oczy, nie żałować.
W tańcu śnieżnym wirować.
Sople smakować, zacząć od nowa.
Krzyczeć, wrzeszczeć, żyć.
W zmarzniętej ziemi butem ryć.
Tworzyć sylwetki aniołów.
Czy skrzydlatych stworów.

A gdyby tak zmartwychwstać wiosną?
Spoglądać jak kwiatuszki rosną.
Podążyć tropem leśnych zwierząt.
Iść, ciągle iść, pod prąd.
Czerpać radość z odnowy natury.
Zacząć od początku. Po raz wtóry.
Odejść od narzuconych schematów.
Zabić myślą ciemiężycieli, katów.

A gdyby tak zmartwychwstać latem?
Bawić się w berka z wiatrem.
Zrywać garściami pęki kwiatów.
Nie odczuwać bezsilności, strachu.
Dać się niebu omotać.
Do chmur rękami trzepotać.
Co noc mrugające gwiazdki podziwiać.
W krainę marzeń z księżycem odpływać.
Rozpocząć od nowa.
Świata, natury, myśli zmowa.

A gdyby tak zmartwychwstać jesienią?
Krople deszczu koncepcje odmienią.
Bez namysłu w kałużę skoczyć.
Do przesady buty zamoczyć.
Odrzucić parasol, kaptur, czy wizje czapki.
Spadną z oczu monochromatyzmu klapki.
Poczuć wolności smak.
Robiąc wszystko na opak.

A gdyby tak...

Zmartwychwstać dziś?


poniedziałek, 27 stycznia 2014

I znów.




Znów próżnia mnie pożera,
ciemności gmach otwiera.
Słyszę: Miłości wcale nie ma.
Pusty wzrok presję wywiera.
Nie zaprzeczę - mnie nie spotkała.
Robiąc krok w przód, znikała.
Władcza, piękna Pani - Miłość.
Dopadł brak wiary, emocji zawiłość.
Brak wiary spowodował...
...że tak trudno odnaleźć sensowne słowa...
I topię swe smutki,
papieros do szklanki wódki.
I długie spacery w mroku
dążące do wspomnień potoku.
Ciemności stwór, wewnętrzny błazen.
Sen na jawie, ciągłość porażek.
Ironia - pozorna maska wrażliwości.
Stawiam mury, otoczkę trudności.
Wszystko, by nie zaznać ponownej przykrości.
Z dnia na dzień piętrzącej fali uczuciowych mdłości.
Brak klucza do drzwi, klucz przepadł.
Brak kompasu na drogę, kompas spadł.
Rozbity, wykrzywiony w niemym rozpaczy geście.
Pragnie być, pragnie trwać nareszcie.
Brak choćby mapy, mapa rozdarta.
Została jedynie pusta, brudna karta.
Ludzie kartę zdeptali, opluli, wymięli.
Nie uchronisz się od homo - ciemiężycieli.
Czuję się jak pajac, pierdolony frustrat,
któremu ból zatyka znów usta.
Odchodzę, mocno powieki zaciskam.
Nie poddam się im, na pewno nie Tam.
Choć otwarta brama otchłani...
Obojętnością, apatią zmysły mami.
Łzy słone przełykam z trudnością
walcząc z tak zwaną "wolnością".
Zimne powietrze smaga policzki.
Wizja - pusta przestrzeń, stryczki.
Krzyczę - to liny uplecione z mych myśli.
Krzyczę - to berek, z czasem wyścig.
Milczę, gdy zakładają sznur na szyję.
Przez ułamek sekundy czuję, że żyję.
Miłość, złudna Pani, przebiegła tuż obok.
Miałam wybór: ucieczkę, bądź skok.
Moment wahania do rzeczywistości przywraca,
powodując przytłaczającego, moralnego kaca.
Ubieram kaptur, schodzę z ulicy.
Powracam do mentalnej dziczy.
Wierzę, że przyjdzie ten dobry czas.
Póki co, wrzeszczę: Pierdolę WASZ świat.
Romantyczka z Realistką się we mnie kłóci.
Ciekawe... która którą wreszcie zadusi...

Spójrz.





Spójrz w moje puste oczy.
Spójrz, już sen Cię nie zamroczy.
Spójrz głębiej. Koszmar, to zabawa.
Spójrz, szkatułkowa, sielankowa oprawa.
Koszmar, to sen, a Ty nie śnisz.
W otchłani mroku głośno wrzeszczysz.
Wyciągam dłonie w Twoją stronę.
Czujesz, że powoli toniesz.
Chwytasz się progu jak szalupy.
Za doczesne czyny wymagam pokuty.
Nieobcy jest Ci smak i zapach krwi.
Niedawno lubiłeś pławić się w nim.
Dziś ja zanurzę ciało w lepkiej kąpieli.
Maszynka do mięsa Twój korpus zmieli.
Mózg dawno oddałeś w ręce wyższej instancji.
Nie zyskałeś tym powszechnej akceptacji.
Podążałeś jak osioł za obiecaną marchewką.
Co jest iluzją? Odkryjesz nieprędko.
Burzyłeś świat podległych Ci istot.
Tworząc brudnych wydarzeń splot.
Iluzoryczne koncepcje wypluwałeś.
Słowo w plugastwo zamieniałeś.
Nędzny robaku, słyszysz ich jęki?
Spójrz! W mych oczach wizje udręki.
Widzisz istnienia, które zniszczyłeś?
Kielichem rozpustnej żądzy się rozpiłeś.
Poniosła fantazja, pozorna wolność.
W swych palcach obracam Twój marny los.
Nie proś o łaskę, nie błagaj o nic.
Jam głuchy na wszelki ludzki skowyt.
Jam ręką boskiej sprawiedliwości.
Wyruszam za oprawcami w pościg.
Widziałem wiele, słyszałem więcej.
Nadszedł czas, byś poznał Ich mękę.
Doznasz każdej cierpienia chwili.
Jaką Oni przez Ciebie przeżyli.
Zniszczę gładko kruchą psychikę.
Nad moimi czynami czuwa wierna Nike.
Siła, potęga przestały istnieć.
Tak wiele, byś poczuł się jak śmieć.
Chwilowa nadzieja, tani chwyt.
Tak wiele, by usłyszeć żalu krzyk.
Oni ujrzą na scenie spektakl.
Spokój przyniesie ostatni akt.
Spadnie ze stołka przykra głowa.
Po czym rozpocznie się wszystko od nowa...