A gdyby tak zmartwychwstać zimą?
Byłoby to z zimy kpiną?
Łapać płatki śniegu w usta.
Odrodzić się. Jawna rozpusta.
Skoczyć w zaspę, zanurkować.
Zamknąć oczy, nie żałować.
W tańcu śnieżnym wirować.
Sople smakować, zacząć od nowa.
Krzyczeć, wrzeszczeć, żyć.
W zmarzniętej ziemi butem ryć.
Tworzyć sylwetki aniołów.
Czy skrzydlatych stworów.
A gdyby tak zmartwychwstać wiosną?
Spoglądać jak kwiatuszki rosną.
Podążyć tropem leśnych zwierząt.
Iść, ciągle iść, pod prąd.
Czerpać radość z odnowy natury.
Zacząć od początku. Po raz wtóry.
Odejść od narzuconych schematów.
Zabić myślą ciemiężycieli, katów.
A gdyby tak zmartwychwstać latem?
Bawić się w berka z wiatrem.
Zrywać garściami pęki kwiatów.
Nie odczuwać bezsilności, strachu.
Dać się niebu omotać.
Do chmur rękami trzepotać.
Co noc mrugające gwiazdki podziwiać.
W krainę marzeń z księżycem odpływać.
Rozpocząć od nowa.
Świata, natury, myśli zmowa.
A gdyby tak zmartwychwstać jesienią?
Krople deszczu koncepcje odmienią.
Bez namysłu w kałużę skoczyć.
Do przesady buty zamoczyć.
Odrzucić parasol, kaptur, czy wizje czapki.
Spadną z oczu monochromatyzmu klapki.
Poczuć wolności smak.
Robiąc wszystko na opak.
A gdyby tak...
Zmartwychwstać dziś?