poniedziałek, 27 stycznia 2014

On.






Wyrok wydali.
Żywcem pochowali. 
Histeryczne chichoty. 
Niepożądane ciągoty. 
Ciała, wszędzie ciała. 
Jak trupio blada skała
siedzę wpatrzony. 
Niczym niewzruszony. 
Ty mną urzeczony. 
Słuchasz oddechu. 
Nieświadom mych grzechów. 
Gardłowe świszczenie. 
Ciąży jak brzemię. 
Ściany napierają. 
Katatonię pogłębiają. 
Wspomnienia wracają. 
Spaczone trwają.
Gnijąca matka.
Pierdolona psychopatka. 
Splamione ręce
w ascetycznej udręce. 
Strumienie krwi.
Wodospady krwi.
Podcięcie żył.
Głosy, wciąż głosy. 
Kwitnące wrzosy.
Blada dziewczynka.
Czerwona spinka.
Ręka podniesiona.
W męczarniach skona. 
Drzewo wysokie.
Doły głębokie.
Nie ma denatki.
Kości, odpadki.
Spalone. 
Tonę. 
Głosy. Krzyk.
Obraz znikł.
Czerń.
Jesień.
Stał sam.
Gdzieś tam...
Wierzba rosła.
Szukając ofiarnego kozła.
Kilka ciosów.
Garść włosów. 
Poderżnięte gardło.
Głos - podżegadło. 
Oddycham spokojnie.
Dni upojne.
Wolno umierają. 
Urojenia nawiedzają. 
Syn śmierci. 
Rozniosły się wieści. 
Bękart diabła.
Zaciska imadła.
Oblubieniec agonii.
Łez nie roni.
Nie zna litości.
Tonie w złości.
Ludzie giną.
Ginąć będą.
Pytasz - Dlaczego?
Alter ego. 
Rozdwojenie jaźni.
Wytwór wyobraźni. 
Destrukcja ludzkości. 
Cienie z przeszłości. 
Śmierć koi. 
Ja w obranej roli. 
Oprawcy.
Zbawcy.
Do teatru wkroczyłem. 
Spokój kukiełek zburzyłem. 
Wizję Stwórcy naprawiłem.
Wyrzutków się pozbyłem. 
Podniecenie czuję.
Niczego nie żałuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz