Kolejne cierpienia doznane z ręki człowieka,
spoglądasz jak przez palce czas Ci ucieka.
Nie widzisz już sensu, odrzucasz broń.
Nie walczysz o miłości, czy szczęścia tron.
Koronę cierniową wręcza Ci tłuszcza,
strażnik prawa rzekome winy wytłuszcza.
Czyżbyś został męczennikiem świata?
Mentor z ludu przywołuje kata.
Sięga za pazuchę, lśniący miecz wyciąga.
Przed Tobą osobliwy widok się rozciąga.
Biegną w panice opętani żądzą mamony.
Na uschniętym drzewie czarne wrzeszczą wrony.
Tłum w takt wiatru podryguje.
Liść klonu w tańcu jak dziewczę wiruje.
Klown drwi rzucając ironicznym wzrokiem.
Głupcy debatują nad Twym wyrokiem.
Złodzieje, zabójcy, gwałciciele, oprawcy
klaszczą w dłonie na cześć samozwańczego zbawcy.
A Ty z nadzieją wciąż powtarzasz to samo słowo,
choć wiesz, że koszmar i tak rozpocznie się na nowo.
Po co trwać bezczynnie w monotonii bycia?
Miałeś tak wiele dróg do przebycia.
Jednak najtrudniejszą wybrałeś.
W cierpieniu, strachu ciągle trwałeś.
Bądź, co bądź masz jedno życie.
Jak szanse wykorzystałeś? Dowiesz się o świcie.
Gdy kur zapieje spadnie ze stołka głowa.
Zakończy się ta paranoidalna mowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz